Moje doświadczenia związane z mieszkaniem z (obcą) rodziną przez rok jako młoda opiekunka do dzieci (Au-pair Mädchen), a następnie mieszkanie z (obcym) Argentyńczykiem w moim domu przez rok jako matka goszcząca (ta forma „matka goszcząca” jest w Polsce tak mało popularna, że nawet sama nazwa wydaje się być bardzo dziwna)
Z pewnością nie byłabym tą samą osobą, którą jestem teraz, gdybym nie mieszkała u dwóch niemieckich rodzin jako młoda opiekunka do dzieci w latach 1995/1997. Te dwie wspaniałe niemieckie rodziny, które nie tylko otworzyły dla mnie swój dom, ale przede wszystkim swoje serca, miały bardzo pozytywny wpływ na pierwsze ważne decyzje w moim dorosłym życiu. Tyle lat temu, a ja bardzo dobrze pamiętam, jaki to był wspaniały czas i wspaniałe doświadczenia życiowe, które wtedy przeżyłam.
Przez rok – będąc częścią innej kultury, mogąc doświadczyć na własnej skórze, co sprawia, że ludzie są tacy jacy są, co jest dla nich ważne, jak żyją, było dla mnie bardzo inspirujące. My ludzie, jesteśmy bardzo sceptycznymi istotami i jeśli doświadczamy czegoś tylko w teorii, to nie robi to na nas takiego wrażenia, jak wtedy gdy doświadczymy tego sami i widzimy coś na własne oczy. Jednym z powodów takiego zachowania jest to, że nie przychodzi nam w ogóle do głowy zadać pewne pytania, ponieważ zakładamy, że u innych będzie z pewnością podobnie jak u nas. I nie mówię tu o klasycznych pytaniach typu jak spędzasz Boże Narodzenie czy Wielkanoc, bo te pytania pojawiają się często, ale pytania dotyczące na przykład spędzania wolnego czasu, podejścia do pieniędzy, polityki czy seksu rzadko są zadawane.
Wtedy jako Au-pair byłam naprawdę zdumiona tym, jak mało my Polacy i Niemcy, znamy się nawzajem, jak mało o sobie wiemy. Oczywiście zdarzało się, że strona niemiecka zadawała klasyczne pytanie, czy w Polsce mamy pralkę lub telewizor, a strona polska pytała, czy rodzina niemiecka traktuje mnie jak „niewolnika” i czy muszę pracować po 12 godzin dziennie.
Mogę sobie też wyobrazić, że moje niemieckie rodziny goszczące słyszały też pytania o to, czy nie boją się, że ta młoda Polka ukradnie im ich dobry niemiecki samochód, ale jestem pewna, że takie pytania należały raczej do rzadkości.
Szokujące było dla mnie jednakże, że 25 lat później, kiedy to ja zdecydowałam się być rodziną goszczącą, pojawiały się takie pytania nadal zarówno ze strony polskiej jak i strony niemieckiej…. Moja odpowiedź była zawsze ta sama: „Nie, nie boję się, że zostanę okradziona przez osobę, której otwieram drzwi swojego domu i serca, bo sama też nie okradałam rodzin, u których mieszkałam.”
Było tak wiele wspaniałych rzeczy na co dzień, które mnie zadziwiały, inspirowały i pozytywnie wpływały na mnie i moje niemiecką rodziny goszczące, że poleciłabym każdemu spędzenie roku w obcej kulturze.
Możemy się od siebie nawzajem tak wiele nauczyć poprzez takie projekty/wymiany, że zachęcam wszystkich do otwierania swoich domów dla osób z innych kultur. W ten sposób możemy budować więcej zrozumienia i tolerancji na świecie.
Miałam wiele tak zwanych „doświadczeń olśnienia / efektów ACHA” podczas moich pierwszych tygodni w Niemczech, ale to, co najbardziej zapamiętałam, to pełen szacunku sposób, w jaki ludzie traktują siebie nawzajem – wszystkich – począwszy od dzieci, a skończywszy na żebraku na ulicy. Byłam zdumiona tym, jak rodzice rozmawiają ze swoimi dziećmi, z sąsiadami i z ludźmi, których spotyka się na co dzień. I podziwiałam nie tylko to, z jakim szacunkiem ludzie rozmawiają ze sobą, ale także tym, że nie mówią o innych podczas ich nieobecności.
Pochodzę z przeciętnej polskiej rodziny. Moi rodzice nie mieli wyższego wykształcenia, ale mieli maturę i w moich oczach byli ludźmi wykształconymi. Nie byłam bita w dzieciństwie, nie było przemocy u mnie w domu i w moich oczach byliśmy kochającą i szanującą się rodziną . Ale naprawdę zaskoczyło to, jak niemieccy rodzice rozmawiali ze swoimi dziećmi Dzieci były pytane o zdanie, zawsze były zauważane, dopuszczane do głosu…. A nie było to bezstresowe wychowanie, pod którym Polacy rozumieją, że rodzice nie stawiają granic. Rodzice niemieccy stawiali wyraźne granice, czasem też karali dzieci, jeśli nie dotrzymywały pewnych umów, ale zawsze z szacunkiem – bez krzyczenia, podniesionego głosu….Nie znałam takiego obchodzenia się z dziećmi w moim kraju.
My, polskie dzieci, nie mieliśmy zbyt wiele do powiedzenia przy stole, ponieważ nasi rodzice byli zajęci rozmową samymi między sobą, a jeśli coś przeskrobaliśmy, nasi rodzice mieli tendencję do podnoszenia głosu, krzyczenia na nas.
W latach 90-tych w Hamburgu doświadczyłam na własnej skórze, co oznacza tolerancja wobec innych kultur. Siedzenie w autobusie, w którym 90% podróżnych to obcokrajowcy mówiących we wszystkich językach świata, i mimo to uśmiechanie się ładnie ze strony Niemca i pytanie „A ty skąd pochodzisz?” było dla mnie naprawdę godne podziwu.
Doświadczyłam tyle czułości, zrozumienia i życzliwości ze strony niemieckiej, że byłam naprawdę często szczerze tym zdumiona. Niemcy nie oceniali, byli ciekawi i zainteresowani człowiekiem i innymi kulturami, których nie znali. Jestem przekonany, że tylko spojrzenie z ciekawością na to, czego jeszcze nie znamy, może nas zaprowadzić dalej.
Rok w Niemczech przyniósł mi tak wiele jasności. Podjęłam w swoim życiu tak wiele decyzji, których źródłem były doświadczenia z tamtego czasu. To dzięki tym pobytom w Niemczech stało się dla mnie jasne, co chcę studiować, jak chcę w przyszłości wychowywać dzieci, jak chcę pracować. Nie udało mi się zrealizować wszystkiego, co planowałam wtedy jako młoda dziewczyna, ale wiem, że bez tego roku w Niemczech żyłabym bez celu, nie wiedząc dokąd zmierzam i do czego dążę.
Za to, co dostałam od tych ludzi i od życia, chciałam się też odwdzięczyć światu. Dlatego wraz z mężem postanowiliśmy przez rok gościć w naszym domu młodego Argentyńczyka.
Często rozważaliśmy opcję, czy nie zdecydować się na Au-pair, ale jakoś trochę bałam się mieć w domu (obcą) osobę przez cały długi rok. Bałam się codziennych rzeczy typu- jak to będzie, gdy pokłócę się z mężem, gdy będę w złym humorze i swój zły humor wyładuję na „obcej” osobie, jak to będzie z intymnością i prywatnością….Banalne rzeczy, które zawsze były dobrą wymówką….
Ale kiedy zobaczyliśmy z mężem na tablicy ogłoszeń w kościele w naszym mieście „ogłoszenie” młodego Argentyńczyka szukającego rodziny goszczącej, rzuciliśmy na siebie tylko krótkie spojrzenie i wiedzieliśmy, że chcemy zaryzykować.
Jakim wspaniałym wzbogaceniem dla naszej małej rodziny była możliwość życia pod jednym dachem przez rok z naszym Augustinem z Argentyny. Wspaniała młoda osoba, która nie tylko opowiadała nam o zupełnie innym świecie jakim dla nas była Ameryka Łacińska, ale także żyła tym życiem u nas w domu.
Było tyle wspaniałych chwil, które przeżyliśmy razem. Wciąż słyszę w uszach głośny śmiech mojego syna i Augustina, gdy grali razem w badmintona w ogrodzie lub FiFa na komputerze.
Augustin pokazał nam przede wszystkim zupełnie inne strony życia. On jest bardzo uzdolniony artystycznie i jego kreatywność w malowaniu, śpiewaniu, grze na pianinie czy gitarze była dla nas zawsze niezapomnianym przeżyciem. Ani mój mąż, ani ja nie jesteśmy uzdolnieni artystycznie i wspaniale było móc doświadczyć twórczość Augustina np. przy śpiewaniu.
Dziś czuję wielką wdzięczność naszej czwórki, że dane nam było przeżyć to doświadczenie.
Zawsze powraca do mnie ten obraz, gdy biegaliśmy w sobotnie poranki przez pola i lasy naszego miasteczka Bald Waldsee i Augustin (początkowo jeżdżący z nami na rowerze zanim dorównał naszemu tempu z bieganiem), puścił chwilowo kierownicę i jechał „bez trzymanki” , podniósł ręce do góry i zawołał głośno: „Kocham Niemcy”. Taka wdzięczność i taki obraz zostanie w mojej pamięci na zawsze.
Nie zawsze byłam najlepszą „matką-gospodarzem”, nie byłam idealna. Często byłam rozdrażniona i zestresowana, zwłaszcza gdy zostałam zwolniona z firmy, to był dla mnie trudny czas. Ale nikt z nas nie jest idealny i wiem, że spędzenie tego roku razem było dla nas formacyjnym doświadczeniem.
Dziękuję Augustynie, dziękuję mojemu mężowi, dziękuję Bogu i wszechświatowi.
Otwórzmy drzwi naszych domów i serc dla innych. Nie bójmy się wpuszczać ludzi do swoich domów i serc.
Następna przygoda z moją bratanicą właśnie się kończy…