Atmosfera beztroski
Imprezy imieninowe mojego taty (wcześniej mojej mamy) zapadły w pamięci tych młodszych i tych starszych. Dziś 28 luty – imieniny mojego taty – postaram się moim wpisem nie poruszać do łez (chyba, że radości) tylko do uśmiechu. Dziś nie płaczmy – dziś wspominajmy z uśmiechem – co to były za czasy… Mój Tata lubił się bawić, mama także była wśród bliskich jej ludzi na imprezach zawsze mniej zestresowana, mniej na nas krzyczała, na więcej nam pozwalała… Dziś jest też ostatni weekend karnawału, więc trzeba się bawić! 💃🏻
Imprezy imieninowe moich rodziców lubiliśmy już jako dzieci i wielu z nas – już dziś dorosłych – wspomina – „co to był za luz u Pani / Cioci Bożeny lub Pana/Wuja Romana na imieninach”.
Ulubionym wspomnieniem jest to, że jako dzieci na imprezie imieninowej mieliśmy „swój pokój” to była sypialnia moich rodziców, w której co najmniej pól imprezy skakaliśmy po łóżkach przy głośnej muzyce a drugie pół imprezy tańczyliśmy przy muzyce, którą puszczał nam mój brat. Często bawiliśmy się „w ciuciu- babkę” przy zgaszonym świetle (zastanawiam się teraz po co to zgaszone światło – przecież „ciuciu-babka” miała zasłonięte oczy…😁) no i często pobijaliśmy rekordy, które z nas najdłużej wytrzyma i nie zaśnie pod stołem. … Pod stołem zasypiałam najczęściej tylko ja, chyba chciałam się ukryć, że ciągle jeszcze ssam kciuka przed spaniem…
Imprezy imieninowe trwały zawsze długo, ale nie do białego rana, bo biały dzień w lutym lub marcu przychodził jednak za późno. Imprezy do białego rana były zatem zawsze u naszych przyjaciół Marysi i Jana, bo to był czerwiec i lipiec i wcześniej robiło się widno..
Niezapomniane negocjacje o wyjazd do Bułgarii
Jedną sytuację z imienin pamiętam najbardziej – pewnie mój brat też. Gdy już nad samym ranem moja mama chciała wykorzystać „podpity stan” mojego taty i to, że ma wsparcie w swoich przyjaciołach – Saracenach i próbowaliśmy wspólnie wszyscy namówić tatę, abyśmy w tym roku pojechali z nimi na urlop do Bułgarii. To miał być pierwszy urlop za granicą…
Miałam może 10-11 lat… pamiętam naszą dyskusje, argumenty, pamiętam mamę jak dyskutowała, przekonywała, aż w końcu ktoś wpadł na pomysł, że napiszemy to na kartce, że w tym roku pojedziemy wspólnie na urlop do Bługarii. Moja mama miała takie ładne pismo, tak ładnie to na takiej kartce napisała – na dodatek nie piła nigdy alkoholu więc „deklaracja” była idealna. Nie pamiętam tych słów dokładnie, ale coś w tym kierunku, że „w tym roku pojedziemy na wakacje do Bługarii z Saracenami”. I pamiętam tylko to ostatnie zdanie: „Zgadzam się”. Tata miał to podpisać. Tata podpisał i dopisał słowo „NIE” zgadzam się , a ktoś – chyba mama – wzięła tą kartkę i na tym „NIE” narysowała kwiatek, że wyszło, że się zgadza… Tyle się naśmialiśmy przy tych negocjacjach, to były chyba jedyne imieniny, gdzie my wtedy jeszcze jako dzieci siedzieliśmy nad ranem z rodzicami przy stole (a nie pod) i zawzięcie dyskutowaliśmy o wyjeździe do Bługarii. To było też moje marzenie z dzieciństwa – wyjechać na urlop nie tylko za granice – ale właśnie z naszymi najlepszymi przyjaciółmi – rodziną Saracenów, z którymi się tak dobrze czuliśmy i czujemy nadal. Nigdy nam się to nie udało… Dopiero po śmierci mamy tata kilkukrotnie wyjechał na wakacje z rodziną Saracenów.
Taniec – rytm życia
🕺Tata lubił tańczyć i umiał tańczyć. Tańczył „z gestem” – nie szarpał, nie okręcał przesadnie partnerki, słuchał muzyki, tańczył w rytm i mógł tańczyć – nawet jak nie było (jeszcze) alkoholu.
Lubiłam z nim tańczyć.
Ostatni raz zatańczyłam z nim całkiem niedawno… przy ostatniej wizycie na święta 2024 roku w domu na Wawrzyniaka.
W roku 2024 postanowiłam sobie, że będę codziennie 15 minut tańczyć albo śpiewać. Postanowiłam to sobie, bo od lat widzę jaki dobry wpływ na moje samopoczucie ma taniec, a nie zawsze w mojej skłonności do pracoholizmu znajdowałam na to czas. Szczególnie tu w USA – jak nagle mojego męża nie wpuścili do USA i zostałam sama z synem w pustym domu, w środku lasu, doceniłam energię tańca i postanowiłam to kultywować codziennie. Jak tańczę jestem w takiej dobrej energii, że moje hormony szczęścia po prostu szaleją, a ja zapominam o wszystkich trudnych momentach.
Ostatni taniec z moim tatą i pamięć, która zostaje
I w jakiś dzień w Ostrowie podczas mojego ostatniego pobytu – chyba w drugie święto jak wróciliśmy do domu po spędzeniu popołudnia u Hani i Jarka, weszłam do pokoju stołowego i stwierdziłam, że jeszcze dziś nie tańczyłam, więc teraz sobie potańczę. Włączałam moje kolumny, spojrzałam w moje zapisane listy na Amazon Music i stwierdziłam, że lista muzyczna stworzona przeze mnie już przed latami : „Polnische Lieder meiner Eltern” – co oznacza: „Polskie piosenki moich rodziców” jest teraz odpowiednia.
Nie pamiętam jaka piosenka się włączyła – bo często wybieram opcję „wybierz losowo”, ale był to jakiś przebój z czasów moich rodziców. Zaczęłam tańczyć, podkręcałam muzykę coraz głośniej, tata stał w pokoju z moim synem, chyba przygotowywali kolacje i nie musiałam go długo prosić – no może dwa razy gdy powiedziałam: „No chodź tato, zatańczymy👯♀️” I przyszedł… I zatańczyliśmy – i nie pamiętam piosenki czy piosnek – chyba zatańczyliśmy dwie. Ale pamiętam dokładnie, co czułam, jak mnie ładnie trzymał, pamiętam, że był taki fajny przytulny, nie za gruby, nie za chudy, nie za mały (choć już w ostatnich latach miałam takie poczucie właśnie przy tańcu, że się kurczy..) nie za duży… Pamiętam, że trochę się oczywiście wygłupiał, że mam słuchać rytmu, że mam spokojnie, z gestem….☺️
Zawsze -od lat – robię bardzo dużo zdjęć i wideo…
Ostatnim razem – po tym jak po raz pierwszy w życiu cały długi rok nie widziałam mojego taty, bo nie byłam w Polsce, przed przyjazdem do taty, obiecałam sobie dwie rzeczy. Pierwsza, że nie będę się z nim kłócić i go krytykować, druga że nie będę robić dużo zdjęć i wideo, bo chcę być świadoma i uważna w danym momencie i nie chce rozpraszać się robieniem zdjęć….
Z jednej strony tak mi przykro, że nie mam nagranego tego naszego ostatniego tańca – pamiętam jak nasz syn na nas patrzał i już chciałam mu powiedzieć: „Nagraj nas”, ale jakoś się powstrzymałam i tego nie powiedziałam…
Nie ma pomyłek we Wszechświecie
Wierzę w to, że nie ma pomyłek we Wszechświecie, że wszystko się zazębia i jest dokładnie tak jak ma być, nawet jak to boli, że tak akurat jest…
Nie wiem czy bym „wytrzymała” emocjonalnie obejrzenie „ostatniego wideo” jak tańczę z tatą, a na pewno ostatnia piosenka, którą tańczę z tatą byłaby dla mnie nie do opanowania emocjonalnie.
Więc wszystko jest tak jak miało być….
Mam inne zdjęcia i widea z innych imprez rodzinnych. I jedno wideo zanim wyrzuciliśmy akordeon taty. Był już mocno rozstrojony – jak słychać 😄, tacie pewnie było szkoda pieniędzy na nastrojenie go, przygotowywaliśmy właśnie strych do remontu w roku 2013 i tata stwierdził, że już teraz go wyrzuci ze strychu. I szkoda, bo później trochę żałował i goście często czekali na ten moment kiedy tata cichaczem wymykał się na strych, wchodził z akordeonem i ulubioną piosenką: „Słodka Marianno – masz figurę nienaganną, zielone oczy masz – jak żadna z nas….” Albo: „Moja droga ja cię kocham….nananana” – nigdy nikt nie znał dalszej części tych słów, więc śpiewaliśmy „nanannanana”
Życzę Wszystkim pięknego tanecznego weekendu karnawałowego. Tata uwielbiał się bawić, tańczyć, śmiać, imprezować i nie zrozumiałby teraz dlaczego niby mamy nie tańczyć… Pewnie by powiedział: „No ale o co Wam wszystkim chodzi – taka jest kolej rzeczy – że się kiedyś umiera….” 😉
Ja dziś zatańczę – tak jak tańczyłam w tamtym roku – często włączając transmisję liva na moim prywatnym koncie na Instagramie. Wiem, że będzie emocjonalnie, włączę listę: „Polskie piosenki moich rodziców” – i niech Wszechświat wybierze, którą piosenkę mam dziś dla taty na jego imieniny zatańczyć… Potańcowywałam sobie przed paroma dniami parę razy tak „na pół gwizdka” i tylko lekko potakując nóżkami, często kończyło się to płaczem. Ale już nie ma na co czekać. Taniec i muzyka to dobra energia. Let’s dance!