Ostatnie pożegnanie

07.04.2025

Dokładnie trzy miesiące temu ostatni raz przytuliłam mojego tatę. Nie wiedziałam, że to będzie ostatni raz… Ale pamiętam bardzo dokładnie ten moment. Staliśmy w kuchni koło skrytki, wszystko dopiero co spakowane do auta, na dworze zaczął właśnie padać śnieg, więc chciałam na spokojnie w jeszcze cieplutkim domu uściskać mojego tatę.  Pamiętam dokładnie jak go przytuliłam, objęłam, ucałowałam w policzek i powiedziałam: „Dziękuję za wszystko, przede wszystkim za Twoją pomoc we wszystkim i za fajny wspólny czas. Kocham Cię mocno i przepraszam, za wszystko co złe. Choć tym razem tyle tego złego chyba nie było…🤔?”  Tata się lekko uśmiechnął, nie potwierdził ale i nie zaprzeczył. Ponoć opowiadał potem Panu Mirkowi, że „Honorata nawet się do niczego tym razem nie przeczepiła… nawet do tej nawalającej toalety…🥹”    To mnie tak teraz pociesza, że tata też zauważył, że mieliśmy taki spokojny, fajny czas świąteczno-noworoczny… „Jedźcie szczęśliwie do Niemiec i potem do tej Ameryki i wracajcie potem szczęśliwie…”  – powiedział mi na pożegnanie. 

Potem pożegnał się z moim synem Alexem na środku kuchni. Mam ich oby dwoje przed swoimi oczami, miałam taki ułamek sekundy gdzie – jak zwykle chciałam zrobić im fotkę, ale się powstrzymałam… mam wiele innych fotek z wcześniejszych pożegnań… To był dla mnie taki nowy obraz, bo  Alex już był taki wysoki –jak się żegnali, a mój tata przy nim już taki niski…. 

„I szykujcie mi osobny pokój w tym waszym nowym domu…” – dodał pół żartem, pół serio… 

Obraz, który zostanie ze mną na zawsze

Wyszliśmy wszyscy z domu, mój mąż pożegnał się jeszcze z moim tatą, ja zrobiłam jeszcze dokładnie o godzinie 9.49 to zdjęcia ( ta technika teraz wszystko pokaże…) i wsiedliśmy do auta. 

Tata stał w progu – widać jego głowę na tym zdjęciu. Wyjeżdżaliśmy z wjazdu i ja jeszcze powiedziałam: „Pokiwajcie dziadzi jeszcze na pożegnanie…” Alex odpowiedział na to: „Ja nawet nie widzę dziadzi i nie mogę pokiwać, bo tak znów zawaliliście auto, że widzę tylko te wasze wielki torby..….”  No I pojechaliśmy…. 

 Przy paru ostatnich pożegnaniach w ostatnich latach pojawiała mi się przez ułamek sekundy taka myśl: „Wiem, że kiedyś będzie to ostatni raz, mam nadzieją, że to nie teraz…” Ta myśl też mi się pojawiła przy wyjeździe z naszego wyjazdu patrząc na kiwającego tatę… I przypominała mi się jego mama – babcia z Gutowa. Też nas tak zawsze żegnała… stała w progu i kiwała… czasami uśmiechając się, czasami będąc zatopioną w myślach.. smutku….? 

Tata stał też w progu… nie wychodził za nami i nie zamykał od razu garaży czy bramy… stał w progu i patrzał jak odjeżdżamy… Wiem, że nieraz wracał do kuchni i trochę popłakiwał… nie robił od razu porządku po nas, nie przekładał od razu rzeczy na to miejsce, na którym one zwykle były.. nie spieszył się… 

Dzień wcześniej jak siedzieliśmy jeszcze razem w „niebieskim” pokoju to się zapytał: „I co, będziemy jutro płakać?..” Spojrzeliśmy na siebie z takim lekkim uśmiechem i powiedziałam: „No, nie wiem, zobaczymy….” 

Wtedy tego 3 stycznia nie płakaliśmy … Nie wiem od czego to zależało, że nieraz płakaliśmy żegnając się a nieraz nie… Nieraz byliśmy wzruszeni a nieraz żegnaliśmy się na wesoło…

Zaufanie mojego taty 

Mój tata nigdy nie wymagał ode mnie, abyśmy mu „dali znać, że dojechaliśmy szczęśliwie”. Jak go na początku naszych wyjazdów i przyjazdów pytałam, czy mam „dać znać jak dojedziemy” mówił: „ Nieee, jak się coś stanie to dowiem się z „żółtego pasku na TVN-ie….😊” 

Mój tata miał naprawdę zaufanie do życia w tym obszarze. Takie prawdziwe zaufanie – ja to nazywam zaufanie u źródła.   To jest takie zaufanie, że nie tylko ufasz, że wszystko będzie dobrze jak wszyscy siedzą bezpiecznie w domu, ale właśnie wtedy jak ich nie ma, jak zaczyna się coś dziać – zła pogoda, żadnej informacji, poopóźniane samoloty, karambole na autostradach, mgła, ślizgawica…Mój tata wtedy też nie panikował… miał zaufanie, że dotrzemy bezpiecznie do domu. Także gdy byliśmy z bratem nastolatkami i chodziliśmy na imprezy, nie panikował, nie czuwał „zarywając nocki” czekając na nasz powrót, ufał, że wrócimy bezpiecznie do domu. A gdybyśmy nie wrócili, to ufał, że on też sobie da radę – mentalnie, emocjonalnie, gdyby się wydarzyło coś złego….  W ostatnich latach – powiedział mi, że pojawiło mu się trochę, że gorzej spał, że myślał o nas, gdy byliśmy w podróżach, ale to jakby dla mnie taka naturalna rekcja każdego człowieka, którego bliscy są w podróży.

Tak mi szkoda, że nie odziedziczyłam takiego zaufania u źródła po moim tacie… a czas imprez mojego syna dopiero przede mną… …. Nawet jeśli tata mówił często, że „wszystkie dobre cechy dzieci dziedziczą po ojcu 😉” to tej cechy nie odziedziczyłam niestety…… Gdy rozmawiałam z nim jeden raz na ten temat to mi powiedział: „No a co to pomoże, przecież zazwyczaj i tak wszystko kończy się dobrze….” No tak, łatwo to powiedzieć, ale nie jest możliwe to po prostu „ot tak” wdrożyć w życie jak się nie ma z jakiegoś względu takiego prawdziwego zaufania w sobie… 

A co odziedziczyłam po mamie

Mam za to trochę więcej odwagi niż mój tata – odwagi do życia, odwagi do zmian – to chyba po mamie… Mam wrażenie, że mama była „buntowniczką” w ich małżeństwie (w porównaniu do taty – taką w bardzo skromnym tego słowa znaczeniu, bo wiem, że mama wśród swojego rodzeństwa była akurat najmniej buntownicza 😃) Ale moja mama miała odwagę do konfliktów, do sięgania po więcej, do pójścia za marzeniami, chciała więcej od życia, ale tata się bał i potrafił być wtedy bardzo uparty…. Może tak się dobrze uzupełniali….. 

Moje ostatnie dni…

Ostanie parę dni mocno sobie popłakuję, tęsknie, smutam, nie wiem co zrobić z tym moim smutkiem. Alex mi tłumaczy, że przecież „dziadzia miał dobre życie, że umarł spokojnie –  tak jak sobie tego życzył, że przecież  jego dusza jest z nami, że dziadzia na pewno nie chciałby, żebyśmy byli smutni, że zawsze mówił, że przecież kiedyś trzeba umrzeć….”  Tak, syn powtarza to, co ja mu sama tłumaczyłam, dzieci nie kwestionują tego co im powiedzieliśmy…. A ja w momentach smutku to sobie myślę: „A dlaczego musiał już teraz umrzeć!!!!? A dlaczego – skoro umarła mi tak wcześnie mama, to chociaż mój tata nie mógł pożyć dłużej!!!? Chociaż jako jakieś „zadośćuczynienie” za wczesną śmierć mojej mamy to by nam się z Radkiem należało!!! A komu to przeszkadzało, żeby jeszcze żył????!!! A dlaczego życie jest takie nie fair!!!!??? A dlaczego się nie badał i nie chodził do lekarza???? A może by pożył dłużej…..”  Albo przychodzą te myśli: „A czy czuł w ten ostatni weekend, że coś się dziwnego z nim dzieje? A jak czuł, to dlaczego chociaż nie zadzwonił, tak żeby pogadać… że niby pogadać, ale tak naprawdę to się pożegnać…A dlaczego ja wtedy w ten weekend do niego nie zadzwoniłam… A czy czuł śmierć? A czy się bał…A czy myślał o nas o Alexie, Natalii, Radku i mnie przed śmiercią? A czy długo cierpiał przed śmiercią? A czy chciał może jeszcze zadzwonić po karetkę?? 

I moje myśli produkują nowe myśli, nowe domysły i analizuję i sobie przypominam pewne rzeczy, które mówił i myślę co one teraz mogą znaczyć…

O tym, jak tata mówił o śmierci

Tata, krótko przed śmiercią miał taki nowy żarcik – coś w tym tonie: „Oj.. jak się okazuję – tak łatwo to się nie umiera – to trzeba się do tego przyłożyć…”  Tata często używał tego wyrazu, że do czegoś trzeba się „przyłożyć” lub „dołożyć” czyli wysilić….

I tak sobie analizuję, dlaczego nagle miał taki nowy żarcik o tym umieraniu…. Może już miał właśnie niedawno jakąś taką sytuację, że się bardzo źle czuł i myślał, że umiera albo, że zaraz umrze….. I tak sobie dedukuję i analizuję, bo wcześniej tak nie mówił… Miał inne żarty albo i czasami poważne wypowiedzi na temat umierania ale nie takie jak ten ostatni. Pamiętam takie jego jedno zdanie, które często powtarzał, chyba cytował jakiegoś papieża, żeby „nie przeszkadzać umierającemu”…. Że jak przychodzi czas na śmierć, to żeby nie ratować kogoś wbrew jego woli, żeby zaakceptować, uszanować to… Wiedziałam dzięki rozmową z tatą o chorobie i śmierci, że on nie chce być „ratowany za wszelką cenę”, że jak przejdzie jego czas, to chce odejść a i nie  być utrzymywany przy życiu tylko dlatego, że medycyna już dzisiejsza medycyna ma ju0 takie mo0żliwości…… Szanowałam to, choć nie wiem czy tak naprawdę w praktyce umiałabym to zrobić gdyby doszło do takiej sytuacji… bo jednak teraz po śmierci taty czuję czasami żal, czasami złość, że „zrobił po swojemu”, miał swoje dolegliwości i myślę- że świadomie nie chciał się nimi zająć…  wybrał po swojemu… 

Człowiek jest z natury  egoistą i myśli najpierw o sobie i swoim własnym bólu. Ja i też myślę o swoim bólu i tęsknocie i zarzucam czasami mojemu tacie: „Gdybyś chodził do lekarzy i o siebie lepiej dbał, to ja bym teraz nie musiała tak tęsknić…”   

I tak – moja logiczna strona wie, że to jest egoistyczne, że tu chodzi tylko i wyłącznie o mnie i o to, że ja bym nie chciała teraz cierpieć, rozpaczać, tęsknić….  Ale po odejściu bliskiej nam osoby trudno wtedy przyznać nawet przed samym sobą, że może ta śmierć  była największą ulgą dla tej osoby…  

Żałoba – książka, która pomaga

Zaczęłam czytać książkę o śmierci, pożegnaniach zatytułowaną: „Możesz odejść, bo cię kocham…” Renaty Arendt- Dziurdzikowskiej. Bardzo mądra i wzruszająca książka. Polecam wszystkim tym, którzy nie zajęli się jeszcze emocjonalnie przejściem świadomie przez żałobę po stracie bliskiej im osoby.

Cytuję tutaj kilka fragmentów z tej książki, które  do teraz mnie szczególnie dotykają, może dotkną i Ciebie….

„…śmierć przychodzi znienacka, zaskakuje. Niby wiemy, że jest częścią życia. Rozumiemy, że w tej sprawie niczego nie da się zrobić, nie można zawrócić biegu rzeki, a jednak – gdy spotykamy się z nią twarzą w twarz – czujemy się obezwładnieni, pokonani….” 

„… wiedziałam, że nie mogę go zatrzymywać, bo to by było egoistyczne. Mówiłam: Możesz już spokojnie odejść. Idź! To było ogromnie trudne, bo część mnie szła z nim. Odszedł o drugiej w nocy. Lekarze do końca, za wszelkł cenę chcieli go ratować, reanimować. Zagroziła, że „położy się na nim i nie pozwoli”. – Jaki brak szacunku dla śmierci, dla umierającego człowieka! – mówi wzburzona. – Nie jesteśmy Panem Bogiem! A chory człowiek nie jest przedmiotem, workiem, który można prze0rzucać z kąta w kąt, bez pytania. Ciało umćczone, chore musi umrzeć. Śmierć to potężna siła, z którą nie możemy wygrać”

„Najtrudniej przyjąć wściekłość: na Boga, na los, ludzi, że żyją, są szczęśliwi i nic ich nie obchodzi; że życie toczy się, jakby nigdy nic, za oknem piękna zima, rozkwitająca wiosna. To piękno aż boli, nie ma prawa istnieć” 

„ Wszystkie osoby, które wróciły po śmierci klinicznej i opowiadały o swoich przeżyciach… opowiadały o przejściu na drugą stronę, podążaniu w kierunku światła, o spotkaniach z bliskimi, którzy odeszli dawno temu. Czuli bezwarunkową miłość. Rozumieli znaczenie wszystkiego, co było, jest i będzie. Wszystko miało sens, było jasne i proste.”  

Niech mój tata będzie w niebie

„Tak długo jak Pani syn będzie w sercach ludzi, tak długo będzie w niebie”

Pozwólmy mojemu tacie być w niebie – niech pozostanie w naszych sercach na zawsze ♥️

Dziękuję, że przeczytał/ś do końca i wytrzymał/ś ten mój smutek ❤️‍🩹

Jeszcze ostatni cytat ☺️:

„- Gdyby ktoś potrafił mnie przytulić, być może wybuchłabym płaczem i to by mnie uratowało – mówiła Maria. – Ale ja nie płakałam; nie miałam siły, nie jestem aż tak otwarta. Gdybym spotkała kogoś, kto rozumie, że nie można wziąć się w garść… To nadzwyczajne szczęście mieć w żałobie kogoś takiego przy sobie. Potrzebowałam czułości, pogłaskania, bo najważniejsze dzieje się poza słowami…” 

Życzę każdemu z Was, żebyście mieli taką osobę podczas przechodzenia przez ten ból…. 

Twoja Honorata

Honorata Rauss

Moją podróż rozwoju osobistego rozpoczęłam krótko przed czterdziestką, a moimi głównymi inspiratorami byli i nadal są niemieccy mentorzy tacy jaki Laura Malina Seiler, Robert Betz, Veith Lindau oraz w obszarze związków miłosnych amerykańscy terapeuci tacy jak Esther Perel czy tez John Gottman.

Udostępnij wpis

Facebook
Twitter / X
LinkedIn
Pinterest
Telegram

Sześciomiesięczny program transformacyjny dla par po zdradzie

Czy doświadczyłeś/aś zranienia, zdrady lub rozczarowania w związku? Czy mimo to wierzysz, że Twoja relacja zasługuje na drugą szansę? Ten program jest właśnie dla Ciebie – niezależnie od tego, czy chcesz odbudować obecny związek, rozpocząć nowy rozdział, czy odnaleźć się jako singiel.

Mogą Cię zainteresować

Pierwsze urodziny bez rodziców. Łzy, taniec, cisza, wdzięczność. O tym, jak śmierć uczy mnie życia, a taniec staje się moją modlitwą i sposobem na przetrwanie.
Czy czujesz, że rany z przeszłości ciągle wpływają na Twoje obecne relacje? Przeprowadzka z USA do Niemiec to tylko wierzchołek góry lodowej. Prawdziwy problem leży głęboko – w emocjach, które nosisz od dzieciństwa. Dowiedz się, jak rozpocząć proces uzdrawiania i dołącz do programu „Odbuduj miłość”. Nigdy nie jest za późno na wyleczenie ran.
🚗 Czy parkowanie tyłem sprawia Ci trudność? Nie jesteś sam/a! Jako córka instruktora nauki jazdy wciąż mam z tym problem… 🤯 W tym wpisie dzielę się moją historią, anegdotami z Portugalii i USA oraz zastanawiam się, czy to oficjalnie nierozpoznana przypadłość! Sprawdź i daj znać, czy też tak masz! 🙃