Dziś zajmę się tematem, z którym każdy*a z was się na pewno już spotkał*a – mianowicie rozstaniem, od którego nigdy nikt z nas nie jest uchroniony oraz o fazach emocjonalnych, przez które przechodzimy podczas rozstania i jak sobie z nimi poradzić.
Zapraszam!
- Rozstania
Nikt z nas nie jest uchroniony od rozstań. Rozstania są nieodzowną częścią naszego życia.
W tym epizodzie skupię się głównie na rozstaniach w relacjach miłosnych, ale te fazy rozstania, bólu występują po każdym innym rozstaniu na przykład z jakaś pracą, zawodem, miejscem zamieszkania albo rozstanie z czymś lub kimś co jest nam po prostu bardzo, bardzo bliskie, od czegoś co kochamy, co jest nam ważne.
Te fazy bólu występują też, gdy ta druga osoba umarła. Wiem to z własnego doświadczenia – w wieku 14 lat umarła mi mama i pamiętam dosyć dokładnie te niektóre fazy po jej śmierci. Gdy miałam 37 lat umarła bardzo tragicznie moja przyjaciółka w tym samym wieku i tu pamiętam dokładnie każdą z tych faz bólu, które przeżywałam. Więc jeśli słuchasz mnie, bo odeszła z tego świata bliska ci osoba, to chce cię jeszcze bardziej zachęcić do wysłuchania tych faz bólu, abyś uświadomił*a sobie, w jakim momencie teraz jesteś i jak najlepiej przeżyć tę fazę.
I chce ci dodać otuchy, że także po śmierci bliskiej osoby, będziesz mieć w sobie siłę, aby znów się delektować i cieszyć życiem.
I nie ma znaczenia w jakim wieku teraz jesteś ty czy może twoje dzieci, o które się teraz martwisz, bo straciły mamę czy tatę….My ludzie mamy w sobie niesamowitą siłę rezyliencji – czyli emocjonalnego radzenia sobie z trudnymi sytuacjami. I ja patrząc teraz z perspektywy czasu na to jak przeżywałam śmierć bliskich mi osób, to mogę powiedzieć, że jako dziecko było łatwiej. Bo jako dziecko – na całe szczęście (tak mądrze jest ten świat skonstruowany) nie zdajesz sobie jeszcze z tego sprawy jakie trudne momenty tęsknoty będą cię dopadać.
Chcę ci dodać otuchy, że po każdym rozstaniu, którym się emocjonalnie zajmiemy jest bardzo duża szansa na dalsze szczęśliwe i spełnione życie.
Ja mam wrażenie, że moje życie jest pasmem rozstań – przez mój styl życia, to że tak często się przeprowadzamy do innych miejsc, mam wrażenie, że rozstania, są już bardzo głęboko we mnie zakotwiczone i są częścią mojej historii.
Jestem na dodatek osobą bardzo melancholijną – to znaczy pamiętam wiele szczegółów z każdego miejsca, w którym mieszkałam i wiele osób, z którymi miałam kontakt. Chyba z każdego miejsca zabrałam ze sobą jakąś co najmniej jedną przyjaźń. I gdy wracam do tych miejsc czuję, że tam też została część mnie i to jest dla mnie ok. Wracam z taką czułością i staram się skupiać na tym co było dobre, wchodzę bardziej w uczucie wdzięczności, że było mi w ogóle dane mieszkać w takim czy innym miejscu czy być przyjaciółką danej osoby, nawet jeśli tylko na jakiś określony czas, bo nas śmierć lub odległość rozdzieliła.
I dokładnie tym się dziś zajmę– jak sobie dać radę z tym bólem, jak można się może na ten ból przygotować albo jeżeli nam się to zdarzy, jak można wyjść z tego doświadczenia z wyleczonym sercem. Chciałabym się podzielić kilkoma myślami, które mi pomogły w moim życiu dać sobie radę z rozstaniem i mimo wszystko pozostać sobą! Mam nadzieję, że zainspiruję cię kilkoma myślami.
Jak zaczęłam się przygotowywać do tego odcinka to oczywiście zaczęłam się też zastanawiać nad rozstaniami, które ja przeżyłam, jak się czułam, jak do tego doszło, czy to ja byłam tą, która porzucała czy tą, która została porzucona. I to co jest bardzo interesujące w odniesieniu do rozstań miłosnych, które przeżyłam to jest fakt, że obojętnie czy to ja się rozstałam z partnerem czy partner ze mną, to tak naprawdę często ja już się z tym partnerem emocjonalnie albo w myślach też już rozstałam. To znaczy, że ta myśl już się pojawiła: „Czy ten partner, ten związek jest właściwy dla mnie, czy ta praca, ten zawód, to miejsce zamieszkania jest właściwy dla mnie?” I jak tak się szczerze nad tym zastanowię i będę szczera wobec samej siebie to muszę przyznać, że jak dochodziło do rozstania – nawet jak było to najbardziej szokujące i niespodziewane rozstanie, że już to przeczuwałam, domyślałam się i częściowo byłam tez jakby uczestnicząca albo mająca wpływ na to rozstanie, bo być może można już było częściowo wyczytać to z moich oczu, albo ten ktoś dostrzegł już we mnie wątpliwości i brak wiary w nas…Może znasz to uczucie też, że z twojej strony – nawet jeżeli chętnie się widzimy w roli ofiary tego rozstania, że mimo wszystko to uczucie, ta energia rozstania ze strony porzuconego, emanuje także ze strony tego, który na pozór nie chce tego rozstania, że ta myśl przebiega przez głowę „Może to wcale nie jest dobre dla mnie /właściwe dla mnie?”. I dokładnie o tym chcę dziś z tobą porozmawiać, jak dochodzi do rozstania i jakie są etapy po rozstaniu, gdyż wyróżnia się 6 względnie 7 różnych faz po rozstaniu, które każdy musi przejść – obojętnie czy to jest rozstanie z partnerem/partnerką, pracą czy jest to zwolnienie z pracy czy rozstanie z jakąś osobą gdyż ona umarła – cokolwiek doprowadziło do tego rozstania, każdy przechodzi sześć faz tego rozstania. I te fazy możesz sobie mniej więcej tak wyobrazić tak jakbyś malował palcem raz dolinę a potem znów górę –quasi jak taka literkę S, która leży na brzuchu.
Pierwsza faza rozstania jest taka, że my się z tym nie zgadzamy względnie, że jesteśmy w stanie szoku, że powtarzamy sobie: „To nie może być prawda, to nie może się dziać naprawdę.” Może znasz to uczucie – jest się już osobno i się myśli: „To nie dzieje się naprawdę, to jakaś bajka, zły sen…” . To jest często moment, gdzie jesteśmy potrząśnięci w naszej sferze komfortu, w której jesteśmy, gdzie zauważamy: „Acha, teraz nadchodzi coś nowego, coś innego niż to co dotychczas było, teraz właśnie zmienia się coś elementarnie w moim życiu.” I to jest często nasze Ego, ta wewnętrzna część w nas, która uwielbia to bezpieczeństwo, tą monotonię, to że ciągle jest tak samo i to ego mówi nam: „To nie może być prawda, nie mogę w to uwierzyć”. I to jest może też to, że jesteśmy rozczarowani w naszej własnej prawdzie, w którą wierzyliśmy, w naszym przekonaniu, w którym do tej pory żyliśmy. „Rozczarowanie” – mówi się – jest zawsze końcem jakiegoś: „zaczarowania / złudzenia / ułudy / ogłupienia / omamienia.” I jest tym, że nagle coś nowego możemy rozpoznać, zdiagnozować / zobaczyć jak zasłona, która się wietrzy/wisi, ale za którą jeszcze wcale nie chcemy spojrzeć. Bo nie chcemy jeszcze widzieć prawdy. A więc ta pierwsza faza rozstania jest zawsze wypieraniem się tego co jest, nie chcieć widzieć tego co jest, wzbranianiem się przed tym co jest, jest szokiem, który się przeżywa.
Druga faza, która najczęściej przychodzi to wściekłość i gniew. Tu gotuje się energia, może czujemy się niesprawiedliwie potraktowani i myślimy: „To nie może być prawda, jak ktoś mi może takie coś zrobić i to jest takie niesprawiedliwe, ja tyle z siebie dałem i tak dalej…” To jest najczęściej druga faza, w której nasze ego może się „wyszaleć / wyhuczeć ” , w której wchodzimy najpierw całą sobą w rolę ofiary, co jest też w tym momencie i w tej fazie całkowicie ok i w której jesteśmy wściekli, wkurzeni, gdzie czujemy, że życie nas właśnie traktuje bardzo źle i niesprawiedliwie.
I potem przychodzi trzecia faza a trzecia faza jest najczęściej fazą otrząśnięcia się od złości i gniewu, gdzie nagle zaczynamy główkować, może zaczynamy negocjować sami ze sobą, w której może jeszcze chcemy wszystko ułożyć, gdzie zastanawiamy się czy można jeszcze walczyć, ostatnie podniesienie / walka, gdzie się jeszcze zastanawiamy czy można jeszcze to uratować, czy są jeszcze jakieś możliwości. Faza gdzie jeszcze koniecznie chcemy z powrotem do tego starego, znanego na zasadzie: „Róbta co chceta, ja chcę wrócić do przeszłości”. Na pewno już widziałeś takie coś u innych, którzy przechodzili jakieś dramatyczne rozstanie i opowiadali: „Nigdy więcej! Nigdy więcej”. I potem dwa tygodnie później mówią: „Ach byliśmy wczoraj razem jednak na kolacji” i sobie wtedy myślisz: „He? Co się stało?” a więc to faza, w której nasze ego koniecznie chce wrócić do przeszłości, na zasadzie: „Niech się dzieje co chce ja chcę wrócić do strefy komfortu, obojętnie za jaką cenę”, bo dostrzegamy, że jesteśmy nagle na jakimś nowym terytorium, w nowej nam nieznanej strefie, w nowym świecie, w którym się nie umiemy odnaleźć i dlatego chcemy znów powrotu do przeszłości. W przypadku śmierci nie chcemy nic zmienić, nie porządkujemy pozostawionych rzeczy po zmarłym, nie regulujemy spraw formalnych, pozostawiamy ten sam układ, który był przed śmiercią, że na przykład w niedziele jest taki przebieg dnia jak chciała ta zmarła osoba, nawet jeśli może nam to tak naprawdę nie pasowało. To jest też faza idealizowania zmarłej osoby, partnera*ki. Mamy wrażenie, że ta osoba, zaraz zadzwoni, albo zawoła. Ja pamiętam, że mi się wydawało, że mama mnie woła… Pamiętam jak dziś taki moment, jak byłam w łazience, szykowałam się do szkoły i mi się wydawało, że mama mnie woła: „Honoratka – chodź na śniadanie!” (że ona jest jeszcze tylko w szpitalu i niedługo wróci, albo że zadzwoni, nie kasuje na przykład jej numeru telefonu w kontaktach itd.)
I jeżeli przystaniemy / zaakceptujemy to co jest, co się właśnie dzieje – to przychodzi faza czwarta -faza żałoby. Jest to jedna z najważniejszych faz w tym bólu i procesie rozstania – dopuścić tą żałobę, ten smutek – dopuścić w ogóle wszystkie uczucia, które się pojawiają, bo to jest normalne, że te uczucia przychodzą, bo to jest też dobrze, że te uczucia przychodzą, bo te uczucia są jakby rodzajem procesu wewnętrznego oczyszczenia, procesem, który nam pomoże w końcu wyjść z tego żalu wzmocnionym i silniejszym. I właśnie ta żałoba, właśnie ten smutek, właśnie ten czas, w którym się „zaszywamy w samym sobie”, płaczemy, jesteśmy strasznie smutni, że ten czas ale i ta faza się skończyła, jest tak bardzo ważny i to jest też tak ważne dopuścić do tego smutku, żałoby, pozwolić sobie na ten smutek i żal. I nie czuć się przy tym źle, nie czuć się jak nieudacznik albo ktoś w tym rodzaju, tylko żeby sobie właśnie powiedzieć, „ej to jest całkowicie ok” i ja sobie dam ten czas na opłakiwanie i ja sobie na to pozwolę na tą właśnie energię. Ja zawsze mówię, że „łzy są wodą do wycieraczek do okien naszych serc”, że przez te łzy i przez ten płacz i przez ten smutek zostaje nasze serce jakby wyczyszczone, wypolerowane abyśmy mogli znów wyjrzeć spoza niego, abyśmy mogli spojrzeć przez to czyste serce, które nie jest już zablokowane. I właśnie ta faza żalu, smutku ma niesamowite oczyszczające działanie i to jest takie ważne przeżyć tą fazę, pozwolić sobie na tą fazę! I tak szczerze mówiąc to jest tak bez znaczenia co inni na ten temat w tym momencie o tym myślą. Pamiętam jak jedna z moich znajomych przeszła w życiu strasznie ciężkie rozstanie kiedyś –i to było akurat w czasie jak się poznałyśmy i zawsze jak się wtedy spotykałyśmy w kafejce czy gdziekolwiek indziej to jej ciągle leciały łzy. My rozmawiałyśmy na jakiś zupełnie inny temat a jej mimo wszystko leciały po prostu łzy, siedziałyśmy gdzieś tam w kinie czy w knajpie a jej po prostu leciały łzy, obojętnie gdzie była jej po prostu leciały cały czas łzy. Ona nie mogła tego powstrzymać. Ten ból rozstania, ta strata tej miłości wtedy była tak duża. I pamiętam ją – byłam po prostu przy niej choć właściwie ją jeszcze mało znałam i tak jakbyśmy były połączone w tym bólu. I dzisiaj – mówiąc w cudzysłowie to takie zabawne, bo ona jest dziś szczęśliwą mężatką, mamą i to jest po prostu takie niesamowite widzieć jak się wszystko zmieniło na pozytywne – ale do tego wrócę jeszcze później – widzieć co na końcu jeszcze na nas czeka.
Dlatego dopuść tą żałobę, ten smutek – to jest takie ważne, bo w przeciwnym wypadku jak nie dopuścisz do tej żałoby, pozostanie rezygnacja i pozostaną wyrzuty a te łzy pomogą ci wewnętrznie oczyścić swoją energię i przejść przez to, przez ten etap rozstania, który jest bardzo ważny. Pamiętam jak mój mąż nie rozumiał mojej w jego oczach „długiej” żałoby po śmierci mojej przyjaciółki. A ja nie rozumiałam o co mu chodzi – i teraz z moją wiedzą wiem, że to było ok, że byłam w żałobie! I ta faza żałoby statystycznie trwa jeden rok – oczywiście, że na początku zawiera te trzy pierwsze fazy rozstania – ale to nie jest przypadek, że w wielu krajach jest czy był ten rok żałoby chodzenia na czarno itd. Każdy z nas jest oczywiście indywidualny ale średnio ta faza żałoby trwa około jeden roku.
I po tym przychodzi piąta faza i to jest akceptacja po tej żałobie, smutku. Jeśli tak naprawdę przeżyliśmy żałobę i smutek – wiesz – znasz to na pewno – to wtedy przychodzi taki dzień, który nagle czuje się inaczej niż te wszystkie poprzednie dni. Masz w końcu takie uczucie: „czuję samego siebie, czuję się kompletny / całkowity tak jakby razem poskładany / złożony i tak sobie myślisz: „Szok – nie mogę sobie wcale przypomnieć kiedy tak ostatni raz się śmiałem, czułam szczęśliwa*y”.
I wtedy przychodzi ta szósta faza „neutralności”. I tak jak wcześniej mówiłam, że możesz sobie te fazy wyobrazić jak takie leżące na brzuchu „S” to jest ten moment kiedy zaczynasz wchodzić w fazę „neutralności”, gdzie wychodzisz z doliny smutku na górę i nagle możesz patrzeć w dół na tą dolinę, z góry, z perspektywy czasu. I po tej fazie akceptacji i neutralności, przyjęciu tego co było, co się wydarzyło, nadchodzi ten moment, w którym się mówi: „OK, teraz wychodzę z tego, teraz nie mam już ochoty więcej być smutnym, zrozpaczonym”.
Te emocje wcale też nie chcą u nas pozostać na zawsze. Żaden człowiek nie chce być całe życie smutny i musimy kiedyś odpuścić tę rozpacz, ten smutek, ale to jest możliwe tylko przez proces akceptacji i pogodzenia się z tym co się stało, a nie przez to, że walczymy przeciwko temu i że pozostajemy ciągle w fazie pierwszej, w tym szoku, w tym że nie chcemy tego zaakceptować, że zaprzeczamy, nie przyjmujemy do wiadomości. Jeżeli pozostaniesz w fazie pierwszej to jest niemożliwe wyjście z tej „doliny”, z tego smutku. I w tej fazie szóstej – rodzi się nowy początek – może poznasz kogoś nowego, może dostaniesz nową pracę, może wyjeżdżasz do innego kraju! Nagle jest tak zwany: „come back” – powrót. Kiedyś nadchodzi właśnie ten nowy początek, w którym zaczynamy żyć pełną „parą”!!!
I potem nadchodzi faza siódma, którą tu dołączyłam, którą uważam za bardzo ważną jeśli nie najważniejszą – w odniesieniu do rozstań nie związanych ze śmiercią – jest to zrozumienie / rozpoznanie tego co się stało. Zastanowienie się jeszcze raz nad tym procesem i nie tylko nad tym procesem, ale przede wszystkim zastanowienie się / przeanalizowanie jeszcze raz tego związku albo tego rozstania, które właśnie przeżył*ś (czy to było rozstanie z pracą, miejscem zamieszkania, czy związkiem). Spojrzenie jeszcze raz w przeszłość – i to jest takie ważne, bo robimy to o wiele za rzadko! I kiedyś jak będziesz stał na „własnych nogach”, jak będziesz miał nowy początek, jak to wszystko co się stało zaakceptował*ś, jak wiedzie ci się dobrze, to ważne jest, żebyś poświęcił*a trochę czasu, żeby się zastanowić jeszcze raz w spokoju nad tym związkiem, żeby przeanalizować: jak doszło właściwie do tego rozstania – i nie oceniając tego, nie z wyrzutami tylko czule, łagodnie, pełnym zrozumienia spojrzeć na ten związek i spojrzeć na to w czym tkwiła tak naprawdę przyczyna – a nie tłumacząc się tylko że ten czy ta był*a świnią, bo taka wymówka nie jest prawdą – to byłoby odpowiedzią jeżeli się pozostanie w fazie pierwszej.
I postawię tu kontrowersyjną tezę: „Twoje życie ma coś wspólnego z tobą i ty odgrywasz jakąś rolę w twoim własnym życiu i spytam:
„W jakim celu był*ś w tym związku, czego miał cię nauczyć ten związek, czego mogł*ś / miał*ś się w tym związku nauczyć?” – bo nie ma w życiu tak naprawdę niczego co by było lepszym nauczycielem niż nasz związek, ale jeżeli nigdy nie patrzymy wstecz i nigdy nie przeanalizowujemy w czym tkwił tak naprawdę problem – jak ja się zachowywał*m w tym związku, co jak tak naprawdę zrobił*m, że przyczynił*m się też do tego rozstania. Bo jeżeli tego nie zrobisz dogłębnie, tak naprawdę dogłębnie to będziesz to musiał ciągle na nowo przeżywać. I tu dotyczy to także często zmiany partnera/partnerki ale i pracy szczególnie po zwolnieniu ze strony pracodawcy. Ludzie tak rzadko patrzą wstecz, aby wyciągnąć wnioski, lekcje, nauczyć się czegoś…. Najszybciej obwiniają wszystkich dookoła, zamiast wejść głębiej w temat.
Może znasz to zdanie: „Życie daje nam tak długo / tak często to samo zadanie aż je w końcu rozwiążemy”!
Znasz na pewno takie osoby, które wchodzą ciągle w związki, w których są podobne schematy (na przykład zazdrość, niewierność). I tak długo jak te osoby po rozstaniu nie przyjrzą się dogłębniej przyczynom tego rozstania, tak długo będą powtarzać takie związki i takie rozstania.
I dopiero gdy dotrzesz do prawdziwego, autentycznego powodu rozstania i gdy będziesz mógł powiedzieć od czego to zależało, że wtedy w tamtym związku to nie wyszło, nie funkcjonowało – i to nie było zależne tylko od tej innej osoby, ale ja sam*a przyczynił*m się w dużym stopniu do tego, że ten związek wtedy nie wyszedł – dopiero wtedy będziesz mógł/ mogła rozpocząć spełniony związek.
I jest w życiu taka zasadnicza / podstawowa różnica – albo są właściwie takie dwie, które są dla mnie ważne i które kiedyś zauważyłam: Ta pierwsza to ta, że my możemy żyć nasze życie albo w tak zwanym trybie „posiadania” albo w trybie „bycia”. A więc „ mieć” versus „być”. I w 99 procentach wszystkich związków jakie znam to ludzie żyją w trybie „posiadania”, a więc ja definiuję się / określam się tylko przez to co posiadam”, więc na przykład ciało, które mam, ja definiuję się przez posiadanie „mnie”, przez posiadanie związku jaki mam, przez posiadanie pracy jaką mam, przez może dom czy auto jakie posiadam. I tu jest dużo tego, że twoja wewnętrzna wartość – to na ile się czujesz wart, twoje szczęście, twoje wewnętrzne spełnienie uzależnione jest od zewnętrznych czynników jak na przykład od mojego związku, od tego co masz, co posiadasz. I to jest ten pierwszy błąd, bo my nie możemy nikogo posiadać, ale nasze „ego” mówi: „ Ja MAM związek, ja mam związek z tym człowiekiem i w tym momencie rościmy sobie jakby prawo do tego człowieka i to co często się zdarza i do czego właśnie zmierzam jedno z najważniejszych rzeczy, które rozpoznaje w związkach, które zakończyły się fiaskiem było to, że oni byli bardzo w tym trybie „posiadania”, że takim ludziom wydaje się, że są tylko wtedy kompletni i „spełnieni” jak są w związku z kimś. I takie związki nie przetrwają kryzyów. Gdy myślisz, że jesteś dopiero wtedy „kompletna*y , jak jesteś z kimś w związku, to będzie bardzo trudno stworzyć spełniony, szczęśliwy związek. Bo jeśli nie mam tej „uwagi / zainteresowania” od partnera, od tego związku to czuję się niekompletna, niedoceniana, to czuję się jakby niepewnie. I przez to – przez ten warunek: „Ja mogę być tylko szczęśliwa*y wtedy … – wtedy kiedy coś mam – to wchodzę w taką „zależność” i ta „zależność” jest najbardziej niezdrowa / niedobra dla związku, bo wtedy jesteś zawsze w takiej „współ-zależności” od innej osoby. I to jest bardzo ciekawe, bo my możemy na dwa różne sposoby być od kogoś uzależnionym: ta pierwsza zależność jest wtedy – jak to my jesteśmy tym „dającym/dającą” i mówimy „ten drugi/ta druga mnie potrzebuje” – a więc na zasadzie: ja jestem za to odpowiedzialny*a, żeby mój partner był szczęśliwy; ja jestem za to odpowiedzialna, żeby mojemu partnerowi*ce było dobrze; ja jestem za to odpowiedzialna „ratować” zawsze mojego partnera i dać partnerowi zawsze „dobre samopoczucie”, i że jakoby ja jestem za to odpowiedzialna żeby ta druga osoba się czuła dobrze. Ta druga opcja – ta druga zależność jest wtedy jak się jest samemu tym „biorącym” – jak się mówi – ja potrzebuję ciebie, żeby być szczęśliwym*ą; ty musisz mnie uczynić szczęśliwym; to jest od ciebie zależne, jak ja się czuję. I to są te dwie rzeczy – tak długo jak jesteśmy w trybie „posiadania”, tak długo jak rozumiemy pod pojęciem szczęścia – coś posiadać, pozostajemy zawsze w zależności od warunków zewnętrznych i wtedy taki związek nigdy nie polega na „dawaniu” tylko zawsze na zasadzie „ ja potrzebuję tego” i tu jest ta najbardziej prawdziwa i zarazem fascynująca prawda – wówczas zawsze mamy „niedobór/ niedosyt” i zawsze czujemy się niekompletni, bo ten drugi / ta druga nie jest w stanie wypełnić tego niedoboru, który jest w nas, bo ta druga osoba nie jest w stanie ciebie „skompletować”, uczynić kompletnym a my często „skaczemy z kwiatka na kwiatek”, od związku do związku, ciągle się rozstajemy – przeżywamy te dramatyczne rozstania, czujemy się znów „niekompletni”, szukamy następnego partnera, stwierdzamy, że nadal nie czujemy się kompletni, rozstajemy się znów, przechodzimy znów rozstanie i tak dalej. Najbardziej uzdrawiająca zmiana dla związków – ma miejsce wtedy jak partnerzy uzmysłowią sobie, że są „kompletni/ całkowici” nawet bez partnera*ki, nawet nie będąc w związku – to przejście z tego trybu chęci posiadania do trybu chęci bycia i porzucenie tej myśli, że jestem niekompletna bez partnera….. bo tak długo jak się jest w trybie, że bez partnera; bez związku nie jestem kompletna, tak długo jesteś w niedosycie / w niedoborze, w braku. I w tej sytuacji ta druga osoba jest zawsze pod taką presją, nie jest wolna i w takim związku nie chodzi potem o to, żeby coś dać tej drugiej osobie, że ty tej drugiej osobie dajesz swoją miłość, ale jest to tylko taka wymiana handlowa – ja chcę coś od ciebie; ja chcę się dzięki i przez ciebie czuć dobrze i tu znów jesteśmy w trybie „posiadania/braku” i nieuchronnie – są dwie opcje takich związków, które bazują w tym trybie posiadania: albo dochodzi kiedyś do rozstania, bo i tak się nie czujemy spełnieni albo – i to jest tak samo dramatyczne – jesteśmy w takim „ ciągle niezadowolonym związku”. Znasz z pewnością takich ludzi w twoim środowisku, którzy się „zbliżają” w swoim związku przez kłótnie, konflikty i przez tą walkę o to który da temu drugiemu więcej – na zasadzie – ja nie dostaje wystarczająco dużo od ciebie! I takie nastawienie jest po prostu z góry skazane na niepowodzenie! I dlatego jest to dla mnie tak ważne, jeżeli piszę – spójrz i przeanalizuj swój związek jeszcze raz z perspektywy czasu, co było tak naprawdę powodem rozstania, czy jest to u ciebie też taka beczka bez dna, która się jakby pokazuje z różnych stron czy to przez zazdrość czy obojętność, czy w takiej na „niby” potrzebie wolności…. I tak długo jak tego związku konstruktywnie nie przeanalizujesz, jak siebie szczerze nie zapytasz: „w jakim celu przechodzę właśnie przez to doświadczenie rozstania”, tak długo będziesz powtarzać ten ból i doświadczenie rozstania, albo oszukiwania albo że sam oszukujesz, bo ciągle jesteś w poszukiwaniu uczucia, żeby być kompletnym i zrobisz wszystko żeby to znaleźć! Ale tak długo jak nie zaczniesz tego szukać w samym sobie, tak długo będziesz przechodzić to jeszcze raz i jeszcze raz.
No i druga sprawa bardzo ważna to jest przejście z trybu posiadania do trybu bycia. Po prostu zrozumienia i pojęcia, że ja jestem kompletna / całkowita tylko przez to, że po prostu jestem! To „ja” jest o wiele większe niż moje ciało, niż moje Ego, to znaczy tak naprawdę połączyć się z tą pełnią, z tą obfitością, która jest we mnie, połączyć się z tym źródłem miłości, które jest w głębi mnie. I patrząc wstecz to była dla mnie jedna z najpiękniejszych doświadczeń po rozstaniach. Uzmysłowić sobie, że nie chcę być już w trybie posiadania tylko w trybie bycia! Uzmysłowienie sobie, że niezależnie gdzie mieszkam czy w słonecznej Portugali czy w szturmowej Ameryce czuję się szczęśliwa – niezależnie od czynników zewnętrznych.
Moim zdaniem to jest największym kluczem, aby wyjść spełnionym z rozstania! Wejść w tryb bycia a nie posiadania – nie identyfikowania się z tą drugą osobą, czy z jakimś miejscem zamieszkania czy pracy.
I dlatego ta siódma faza rozstania / bólu jest tak bardzo ważna, a przez większość ludzi kompletnie omijana – a z mojej perspektywy konieczna, aby nie popełniać tych samych błędów w następnym związku.
I zamiast zadawania sobie takich pytań jak: „Dlaczego to się dzieje, dlaczego właśnie mi się to musiało zdarzyć”, które nas nie prowadzą do ani jednego kroku dalej w życiu (wiem, pamiętam po rozstaniu z pierwszym mężem – jak długo mnie to pytanie nurtowało – a potem nagle przestało nurtować i pozostawiło w takiej pustce). Z takim pytaniem „dlaczego” widzimy się tylko jako „ofiara”, że mamy uczucie, że życie nas źle traktuje i że życie jest przeciwko nam. I dopiero jak po wielu latach zaczęłam sobie zadawać inne pytania takie jak: „Czego się nauczyłam poprzez to rozstanie, jaki plusy były tego rozstania, jakich decyzji czy kroków już nie podejmę ponownie” – to miały one dla mnie niesamowitą moc, niesamowitą lekcję, były o wiele bardziej silniejsze i prowadzące mnie do lepszego, bardziej spełnionego życia w następnym związku.
I to właśnie w tej siódmej fazie rozstania/bólu, którą przerobiłam niejednokrotnie dopiero po latach od rozstania pomogły mi uwierzyć w to, że życie jest ze mną, że życie jest dla mnie. I to pozwoli także tobie uwierzyć, że twoje życie daje ci możliwość głębokiego wewnętrznego rozwoju duchowego (osobistego), że to co ci się zdarza, zdarza się z jakiegoś powodu. Czyli to nie znaczy, że jesteś czemuś winnym, tylko że życie daje ci możliwość przez to doświadczenie odkryć nowe spostrzeżenia. I żebyś sobie uświadomił*a, że życie pomaga ci czasami przy tym odpuścić pewne rzeczy, pożegnać się z czymś, co ci już więcej nie służy. I że to wszystko, co ci więcej nie służy, co nie jest dla ciebie dobre, żeby mogło odejść, żeby mogło przyjść do twojego życia coś, co jest dla ciebie właściwe/lepsze.
I miej odwagę postawić sobie takie pytanie:
„A co jeżeli to wszystko co się teraz zdarza nie jest wcale przeciwko Tobie tylko dla ciebie?”. Jakie to by było dramatyczne ale zarazem niesamowite nastawienie do życia gdybyś powiedział: „ A co jeżeli to rozstanie nie jest skierowane przeciwko mnie, nawet jeżeli teraz jest to tak bolesne, bo po prostu jestem smutny*a, że tego człowieka nie ma już w moim życiu”. Ale co by było jeżeli byś przyjął, że tak naprawdę na końcu czeka na ciebie coś o wiele bardziej lepszego….lub że ten związek był dla ciebie nieodzowny, żebyś to co jest dla ciebie lepsze mógł w ogóle ściągnąć do twojego życia!! I jak obserwuje niektóre związki i ich często dramatyczne rozstania i potem widzę kolejny związek, gdzie pary dały sobie czas na refleksję, na dogłębne przemyślenia, na wyciągnięcie wniosków, to to tylko potwierdza moją tezę, że ta siódma faza rozstania jest niezmiernie ważna.
I często spojrzenie właśnie na rozstanie z innej perspektywy niż tylko z roli ofiary, jest jednym z najsilniejszych impulsów, aby zmienić coś radykalnie w swoim życiu. I zapewne wiesz to też, że rzadko w fazach w życiu, w których nam się dobrze powodzi, postanawiany: „No to teraz coś zmienię w moim życiu!” Lecz to są zawsze w życiu te chwile, w których nam się nie powodzi i w których w pewnym momencie mówimy sobie: „Nie, nie dam już sobie tego ze mną robić!!!Nie mam już na to ochoty!!! Nie ze mną! Dosyć!!!Wierzę, że tam gdzieś czeka na mnie coś lepszego! Teraz wezmę się w garść i przyjrzę się temu dokładniej!”
I to co jest najbardziej wartościowe – gdy jesteś w tym trybie „bycia” i do czego zmierzam – to jest to co należy zrobić po rozstaniu –dać sobie czas, żeby się zająć samym sobą. I żeby wejść w tryb bycia a nie posiadania.
I czasami właśnie potrzeba jakiegoś dramatycznego rozstania – czasami musimy ze wszystkim zerwać, żebyśmy się po pierwsze na nowo mogli zająć samymi sobą a po drugie żeby to światło mogło przez nas przejść – nas prześwietlić, bo jest jeszcze tak głęboko w nas schowane. I dla wielu, którzy po rozstaniu weszli głębiej w prawdziwe powody tego rozstania, tego doświadczenia – to było konieczne, żeby być w końcu kompletnym! I myślę, że to jest to o co właśnie chodzi w rozstaniach. W rozstaniach nie chodzi w większości o samo rozstanie tylko w tych rozstaniach chodzi przede wszystkim o to, aby rozpoznać na nowo naszą kompletność / naszą pełnię, to że jesteśmy „całkowici / kompletni” także po rozstaniu. To znaczy – za każdym razem kiedy się rozstajesz i przeżywasz ten ból rozstania, znowu zapomniał*ś, że jesteś kompletny, całkowity! I to jest to o co w tym wszystkim chodzi…..patrzeć właśnie w tym kierunku….objąć / ogarnąć ramionami całą / całego siebie, tą swoją „kompletność” – mimo iż tej drugiej osoby już nie ma w moim życiu i rozpoznać na nowo i pozwolić sobie na wejście w głąb samego siebie i rozpoznać, iż jestem „kompletny / całkowity!!!!!
I powiedzieć „TAK” do życia. Rozstanie jest częścią naszego życia – jest częścią naszej drogi duchowej, spirytualnej, należy do naszego procesu przebudzenia / olśnienia / oświecenia. I myślę, że o to bardzo często chodzi w życiu – o przebudzenie – olśnienie!!!I tak właściwie każde rozstanie jest PRZEBUDZENIEM!!!, jest budzikiem, który chce nas obudzić i powiedzieć: „Ej, to co do tej pory robił*ś, jak żyłeś nie funkcjonuje już!!! To nie funkcjonuje już żeby prowadzić spełnione życie…..”……bo w przeciwnym razie byś się nie rozstał…..i więc spójrz na to rozstanie pytając się siebie: „co ja mogę w sobie zmienić, żeby żyć spełnionym – nawet bez tej drugiej osoby”
i potem idź tą swoją nową drogą – wejdź w tryb bycia, rozpoznaj, że jesteś kompletny taki jaki jesteś! I tak to jest ciężka praca nad sobą i tak to jest proces – twój własny proces przebudzenia, oświecenia podczas którego możesz pracować z medytacją, z przebaczeniem, z procesem „gojenia ran”, z zastanowieniem się nad sobą, aby rozwinąć w sobie taką solidną bazę, tak żebyś czuł w sobie tą energię i siłę i żebyś wszedł w rolę „twórcy”, tego który coś nowego tworzy i wyszedł z roli ofiary. Tak abyś rozpoznał*a, że wszystko co potrzebujesz jest w tobie. I nagle gdy poczujesz tą obfitość / spełnienie w sobie, to automatycznie wyjdzie ona na zewnątrz. I wtedy zdarzają się cuda…..ale najpierw trzeba się na to otworzyć i umieć spojrzeć wstecz i nie postrzegać się więcej jako ofiara tego co się zdarzyło.
I to co jeszcze chciałabym ci dać jako radę, żebyś przede wszystkim wszystkie eks-związki, jakiekolwiek w życiu miałeś czy innego rodzaju rozstania, gdy został*ś na przykład zwolniony albo z jakimś niedobrym samopoczuciem rozstałeś się ze swoja ostatnią pracą albo przeżyłeś jakieś inne rozstanie, żebyś umiał*a się zreflektować, spojrzeć konstruktywnie wstecz i pomyśleć o tym jakie były mechanizmy, które tam zadziałały i później zaaprobuj te związki i z taką naprawdę miłością je zakończ. Powiedz po prostu: „akceptuje to doświadczenie, które przeszedł*m, to było ok, było może bardzo bolesne, było może wielkim przebudzeniem / szokiem / upadkiem – może zbyt silne, może zbyt bolesne ale ok – teraz się ocknąłem – teraz się przebudził*m”! I spojrzeć na ten związek jako na „spełniony”.
Ja dziś mogę spojrzeć na wszystkie moje poprzednie związki / rozstania – na wszystkie – nawet te najbardziej tragiczne jako na spełnione i mówię – dzięki Bogu że je miałam, że ich doświadczyłam –bo tylko dzięki nim mogę żyć dzisiaj swoim życiem, tylko dzięki nim mogłam tak naprawdę wyzdrowieć, wyleczyć siebie samą, bo zaczęłam dopiero po tych rozstaniach patrzeć tam gdzie do tej pory nie patrzyłam, patrzeć przez to rozbite szkło mojego życia (w przenośnym znaczeniu) i tak naprawdę się przebudzić i powiedzieć sobie: „Mam już dosyć, nie mam już więcej ochoty na to bagno, na ten dramat, na ten ból – że już po prostu więcej nie chce, nie mam ochoty, że już mi wystarczy!” I wtedy właśnie zaczęło się tak naprawdę moje życie zmieniać. I jestem bardzo wdzięczna za te wszystkie moje nieudane związki. I wracając do tej mojej przyjaciółki, o której rozstaniu opowiadałam na początku, która wtedy była taka smutna jak ją poznałam, która jest dziś taka szczęśliwa w swoim związku i znalazła dla siebie najwspanialszego partnera o jakim marzyła, ale to było tylko dlatego możliwe, że „opłakała” to rozstanie, że przeszła taką prawdziwą żałobę, ale też dlatego, że zakończyła tą żałobę, ale też dlatego, że zastanowiła / zreflektowała się po tym rozstaniu, zanalizowała to rozstanie, ale i zaczęła nad sobą pracować i nie stała się przez to rozgoryczona, ale stała się przez to wewnętrznie najpiękniejszą osobą dla samej siebie, a przez to jednocześnie promieniowała to na zewnątrz, to szczęście, tą radość! I tylko dzięki temu mogła przyciągnąć do siebie takiego partnera, który to dostrzegł i dzięki temu mogą teraz mieć taki spełniony związek,
I to jest właśnie ten wybór, który teraz mamy!
Niedawno rozmawiałam z jedną znajomą, która zapytała czy myślę, że ja mogę w życiu wszystkim kierować i sterować i ja odpowiedziałam, że ja nie myślę, że można w życiu wszystkim kierować! Ja myślę, że życie czasami nam daje tak w kość, że sobie myślimy: „O mój Boże, co to teraz jest? Za jakie grzechy muszę to przechodzić!!”. Ale jestem przekonana, że to czym naprawdę możemy kierować / sterować to to jak my do tego kryzysu podchodzimy! My ludzie mamy ZAWSZE tak naprawdę ZAWSZE wybór jak przejdziemy przez ten kryzys i jak wyjdziemy z tego kryzysu!!I mamy zawsze wybór czy chcemy wyjść z tego kryzysu zgorzkniali i chcemy iść dalej przez życie raniąc innych ludzi tak jak sami zostaliśmy zranieni prowadząc czy wchodząc dalej w podobne związki nie zmieniając nic! Czy też powiemy sobie: „Hej, to co się dzieje jest naprawdę interesujące, że ciągle wchodzę w ten sam schemat, ten sam problem. Może to faktycznie ma coś wspólnego tylko ze mną – hmmm to teraz może przyjrzę się temu dokładniej….. teraz poświęcę ten czas, dam sobie ten czas i wejdę teraz w tryb „bycia”, wejdę teraz w środek samego siebie i połączę się z najgłębszą częścią samego siebie i dopuszczę, aby tam też dotarło to światło i wyszło na zewnątrz!”
My ludzie mamy często taki wielki lęk stracić nasz obecny „status quo” w naszym życiu, że przez to nie dostrzegamy co byśmy mogli przez to zyskać. A więc tak często trzymamy się czegoś kurczowo i na siłę, co już dawno się skończyło, co już dawno się wypaliło, ale ze strachu trzymamy się tego kurczowo i nie widzimy co nam właśnie życie / Bóg chce podarować. I ja tak bardzo bym sobie życzyła, abym ci mogła dać na drogę taka radę, żebyś się bardziej skoncentrował*a na tym co przez to rozstanie zyskujesz – mianowicie twoją własną kompletność / całkowitość / aniżeli na tym co przez to rozstanie tracisz.
I chciałabym z tobą zrobić na koniec takie krótkie ćwiczenie: mianowicie czytaj te następne zdania zamykając po każdym zdaniu oczy i wyobrażając sobie, to o czym pisze.
Weź głęboki oddech przez nos i wypuść przez buzię, zrelaksuj się, rozluźnij wszystkie twoje mięśnie w twoim ciele, całą swoją uwagę skieruj na serce, poczuj tą nieskończoną miłość, która przez ciebie przepływa, połącz się ze swoją kompletnością, z tą cudowną osobą jaką jesteś, z tą wspaniałomyślnością jaka w tobie jest, ze swoją radością życia, z życiem, które jest w Tobie! Ty jesteś życiem i teraz wyobraź sobie jak widzisz siebie od dzisiejszego momentu za trzy lata. Wyobraź sobie siebie trzy lata później jako całkowicie zdrowego i wyleczonego z ran człowieka, który jest w pełni swoich sił, który promieniuje radością, szczęściem. który może właśnie jest w absolutnie spełnionym związku. Zobacz siebie samego od dziś za trzy lata, zobacz siebie jak twoje życie przebiegnie, jeżeli zaakceptujesz swoje kryzysy, tragedie życiowe, jeżeli powiesz „TAK” wszystkim kryzysom, jeżeli tak naprawdę się zreflektujesz / zastanowisz, jeżeli wejdziesz w tryb bycia, wejdziesz w swoje życie, powiesz do samego siebie „TAK”, powiesz życiu „TAK”. I wyobraź sobie, że poszedłeś właśnie tą drogą i widzisz siebie za trzy lata i widzisz tą swoją wspaniałą osobę jaką jesteś i potem sobie wyobraź jak ten ty z przyszłości podchodzi do ciebie właśnie w tym momencie, teraz i bierze cię w ramiona, uśmiecha się do ciebie i mówi: „Ej, wszystko jest dobrze! Ty nie masz zielonego pojęcia co tam w przyszłości zajebistego na Ciebie czeka! Ty możesz się tak wyluzować, ty możesz się już dziś tak bardzo na to cieszyć, co tam w przyszłości na Ciebie czeka!!! Tylko to co najlepsze, tylko to co najpiękniejsze!!Ty jesteś kompletny / absolutny w całej pełni!
I to twoje przyszłe „ja” mówi: „Tak się cieszę zobaczyć ciebie od dzisiaj za trzy lata!!Ty też możesz się już cieszyć! Czeka na Ciebie tylko to co najlepsze!”
I zobaczysz za trzy lata spojrzysz na ten właśnie czas z pełną wdzięcznością i spojrzysz na ten czas i powiesz: „Tak, wszystko jest dobrze tak jak jest! I to ja jestem tym największym twórcą i mocą mojego życia! To ja jestem twórcą tego co się mi dzieje!”
I jeszcze raz zrób głęboki wdech i wydech, pożegnaj się z tą swoją osobą z przyszłości, obejmij ją mocno na koniec, uśmiechnijcie się do siebie, wszystko jest dobrze! Ty jesteś absolutny, kompletny, spełniony. I potem otwórz swoje oczy, wróć tu i teraz i poczuj jeszcze raz siebie głęboko! Może czujesz się teraz troszeczkę lepiej i może już się troszeczkę cieszysz na to wszystko co jeszcze na ciebie czeka!!
I tak jest naprawdę!!Jak ja patrzę z perspektywy czasu na moje życie to sobie tak często myślę: „Mój Boże, gdybym wtedy wiedziała jak zajebiście będę jeszcze w życiu miała, to bym się mogła tak wtedy wyluzować!!I”
I tak dokładnie dziś jest!!I mam nadzieje, że tą myśl mogę ci dać dziś na drogę i że ta myśl ci pomoże! I życzę Ci, abyś w każdym rozstaniu mógł/mogła odnaleźć swoją kompletność i twórczą moc!