Ty umrzesz. Więc zacznij w końcu żyć!

09.04.2025

Moje urodziny w samotności i wdzięczności

W niedzielę obchodziłam moje 48. urodziny i świętowałam je sama ze sobą. W sobotni wieczór odwiedziły mnie polskie koleżanki, które powitały ze mną mój nowy rok życia – jestem im za to ogromnie wdzięczna. Dzięki nim nie byłam tu zupełnie sama…

Emocjonalny rollercoaster

W niedzielę emocjonalnie rzucało mną jak na rollercoasterze. Rano obudziłam się z ogromną wdzięcznością za dar życia. Wypiłam kawę, mimo opadów śniegu poszłam pobiegać, porozmawiałam z bratem, a potem… potańczyłam – nagrywając wideo i udostępniając je potem na facebooku i moim prywatnym koncie na instagramie.

A później… całe popołudnie przepłakałam.

Łzy, cisza i obecność

Nie mogłam się powstrzymać. Rozmawiałam z mężem i cały czas płakałam. Pojechałam na paznokcie i łzy leciały mi ciurkiem. W salonie prowadzonym przez Wietnamczyków, do którego chodzę od kilku miesięcy, zawsze leci romantyczno-melancholijna azjatycka muzyka, do której pracownicy śpiewają na głos. To nie był pierwszy raz, kiedy pan robiący mi paznokcie śpiewał. Ale tym razem… rozkleiło mnie to zupełnie. Łzy ciekły mi po twarzy jak grochy, byłam rozmazana, popłakana, a serce chciało mi się wyrwać z piersi

Pan nic nie mówił. Widział moje łzy. Wiedział, że zmarł mój tata… Nie powiedziałam mu, że to moje urodziny, że to pierwszy raz, kiedy jestem w tym dniu sierotą – bez mamy i bez taty. Ale nie potrzebowałam nic mówić. Wszyscy inni pracownicy – jego żona, brat – widzieli, że płaczę. To rodzinna firma. Nikt nie komentował. I dobrze – bo żadne słowa i tak by nie pomogły.

Śmierć jest moim najlepszym przewodnikiem

Życie jest świętością. A śmierć… jest moim najlepszym coachem. Przypomnieniem, że to nie jest oczywiste, że wolno mi się starzeć.

Pamiętam o tym szczególnie w każde moje urodziny.
Dostałam od Boga / Wszechświata 6 lat więcej niż moja mama. Mój tata w moim wieku był już od 3 lat wdowcem i samotnie wychowywał dwójkę nastolatków…

Doceniam życie – zwłaszcza od momentu, kiedy dożyłam 42. rok życia, którego mojej mamie nie było dane dożyć.

Dziedziczenie lęków i chorób

Kiedyś lekarka powiedziała mi, że nie muszę się bać, że zachoruję na białaczkę jak moja mama. Sama z siebie. Nie zapytała nawet, czy się tego boję – po prostu to powiedziała. I wtedy dopiero zaczęłam interesować się tym, czy białaczka jest dziedziczna… Podobno nie.

Ale prawdziwa przemiana we mnie dokonała się właśnie, gdy dożyłam moich 42. urodzin. Wtedy zaczęłam naprawdę głęboko doceniać dar życia i zdrowia. Kiedy czasem ogarnia mnie lęk przed chorobą albo śmiercią, przypominam sobie, że to, że ktoś jest schorowany, wcale nie musi oznaczać, że umrze wcześniej.

Dowodem na to jest moja babcia z Kucharek – mama mojej mamy. Zawsze pamiętam, że coś ją bolało – serce, głowa, ciągle jakieś leki, tabletki… A dożyła 90 lat. A babcia z Gutowa – mama mojego taty – była zdrowa jak ryba (poza nadciśnieniem), a zmarła nagle, kilka miesięcy przed swoimi 80. urodzinami.
Mój tata często żartował: „Teściowej to się nie dam! Muszę ją przeżyć!”😀 – niestety, nie udało się.

Taniec – mój sposób na życie

Ja celebruję życie. I dar życia. Tańcem. Śpiewem.

Wtedy czuję wdzięczność. Radość. Wtedy jestem we flow.
Taniec jest moim antidotum na śmierć. Na martwotę. Na rutynę i nudę.
Taniec zamienia tryb „funkcjonowania” na tryb „życia”.
Tryb lekkości.

Prawie zawsze, gdy dopada mnie smutek, taniec mnie ratuje.
Gdy już nie chcę tkwić w ciężarze – włączam swoją ulubioną playlistę, puszczam tę jedną, ukochaną piosenkę w kółko… i tańczę. Tak długo, aż poczuję ulgę. Radość. Ukojenie.

Dlaczego tańczę publicznie?

Często pokazuję to na Instagramie, tańczę live. Niektórych to triggeruje. Dziwią się: „Po co?”, „Dlaczego?”, „Dlaczego włączasz kamerę, gdy tańczysz i śpiewasz?”

Mam wiele powodów. I nie wiem, który z nich jest najważniejszy.

Ale gdy zaczynam tańczyć, czuję w sobie nieodpartą chęć, by podzielić się tą radością. Zarazić nią innych.
Bo ja też kiedyś zostałam zainspirowana przez ludzi, którzy tańczyli live – którzy pokazali mi, że nie trzeba czekać na weekend, na imprezę, alkohol, towarzystwo.
Tańczę bez alkoholu, bez chemii – i czuję radość płynącą z głębi duszy.
I naprawdę czuję, że żyję.

Mogłabym to robić bez kamery. Ale czasem po prostu mam ochotę się pokazać. Taką, jaką jestem. Autentyczną.

Dostaję wiadomości od ludzi – często zupełnie mi nieznanych – że zachęciłam ich do tańca, do hulahopu, do śpiewania. I że to daje im radość.

Odbiór i niezrozumienie

Kiedyś mój team leader w pracy powiedział mi, że ludzie z mojego działu personalnego uważają, że jestem pusta i zainteresowana tylko urlopem i imprezami (wtedy faktycznie dużo urlopowałam – przeszłam właśnie na pół etatu i chodziłam czasami na jakieś imprezy) i że mi się tak dobrze wiedzie, bo mam bogatego męża 🥹. Zabolało mnie to. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego tak mnie postrzegają.
I zrozumiałam – skoro na social mediach pokazuję tylko uśmiechy, podróże i zabawę, to taki obraz mają.
Więc postanowiłam to zmienić.

Zaczęłam pokazywać więcej: jak medytuję, chodzę do kościoła, modlę się, płaczę, złoszczę, wkurzam… To też nie wszystkim się podoba 😁
Ale właśnie taką siebie chcę pokazywać – całą. Pełną.

Autentyczność ponad wszystko

Chcę być prawdziwa.
Chcę inspirować.
Chcę mieć wpływ.

Wierzę, że jestem tu na Ziemi, by dzielić się swoim światłem. Tym, co mnie porusza, dotyka, drażni, wyprowadza z równowagi.
Sama zostałam zainspirowana przez wiele osób. Teraz ja chcę inspirować innych.
Zachęcać do życia świadomego, a przez to spełnionego.

Tak – chcę być influencerką. I mieć wpływ.
Zostawić coś po sobie. Dla mojego syna – którego na razie moje „wywody” nie interesują. Ale wiem, że kiedyś – gdy mnie już nie będzie – mogą go zainteresować. A jak nie jego – to może jego dzieci….

Ale robię to też dla siebie. Piszę. Tańczę. Śpiewam.
To mój sposób na emocje, na poznawanie siebie, na leczenie ran.
Na kontakt z ludźmi, którzy kochają tę moją różnorodność. I moją emocjonalność.

To moje życie. I jestem za nie niesamowicie wdzięczna.
Świadomie je przeżywam. I z każdym rokiem kocham je bardziej.

Mój tata, moje światło

Mój tata często się denerwował na Facebooka albo YouTube, że pokazuje mu w kółko te same konta – o ciuchach, gotowaniu, sprzedaży…
Z taką cierpliwością nauczycielki pokazywałam mu wtedy: „Tato, spokojnie – wystarczy przestać obserwować”. I po nerwach. 😀

Na szczęście – mamy wybór. Kogo obserwujemy, co oglądamy, co czytamy.
Nie każdy musi być przeciwnikiem Trumpa jak ja.
Nie każdy musi lubić pokazywanie życia prywatnego.
Nie każdy musi rozumieć moje „emocjonalne obnażanie się” po śmierci taty…

Ale warto się czasem zatrzymać i zapytać siebie:
Co mnie tak odpala, gdy patrzę na czyjś post?
Bo to są najczęściej najciekawsze spostrzeżenia. O sobie samym/samej

Mój tata oglądał moje tańce na Instagramie. Chyba chętniej niż moje filmy o zdradzie i relacjach. 😀
Nie komentował. Nie krytykował. Nie mówił, że nie wypada.
Czasem, jak byłam na Wawrzyniaka i mówiłam, że idę potańczyć, to się tylko uśmiechał i mówił:
„Potańczyć, tak?” 😆

Czas jest teraz!

Nigdy nie będzie idealnego czasu na życie po swojemu.
Ludzie zawsze będą oceniać. Mówić, co wypada, a co nie.
Czym jest „norma”. Ich norma.

Słyszę czasem od tych samych osób od lat, że „tak nie wypada tańczyć”, bo wtedy byłam kierownikiem HR, potem specjalistą HR, żoną prezesa, teraz jestem Coachką – i że to może być „niezrozumiane”.
Że może nie sprzyja zdobywaniu klientów.
So what?

Jestem na tej planecie po to, by być wierna sobie.
Autentyczna.
I by na łożu śmierci móc powiedzieć:

„Żyłam pełnią. Tak bardzo, jak tylko mogłam.
Nie krzywdząc innych.
Szukałam połączeń z ludźmi.
I byłam wzbogaceniem – dla nich, jak oni dla mnie.”

Zakończę cytatem z książki „Możesz odejść, bo cię kocham”:

„Pod strachem przed śmiercią kryje się niespełnienie. Mówimy często:
‘Nie żyłam własnym życiem. Czas przecieka mi przez palce…’”

Honorata Rauss

Moją podróż rozwoju osobistego rozpoczęłam krótko przed czterdziestką, a moimi głównymi inspiratorami byli i nadal są niemieccy mentorzy tacy jaki Laura Malina Seiler, Robert Betz, Veith Lindau oraz w obszarze związków miłosnych amerykańscy terapeuci tacy jak Esther Perel czy tez John Gottman.

Udostępnij wpis

Facebook
Twitter / X
LinkedIn
Pinterest
Telegram

Sześciomiesięczny program transformacyjny dla par po zdradzie

Czy doświadczyłeś/aś zranienia, zdrady lub rozczarowania w związku? Czy mimo to wierzysz, że Twoja relacja zasługuje na drugą szansę? Ten program jest właśnie dla Ciebie – niezależnie od tego, czy chcesz odbudować obecny związek, rozpocząć nowy rozdział, czy odnaleźć się jako singiel.

Mogą Cię zainteresować

Ten wpis to osobista i bardzo szczera opowieść o ostatnim pożegnaniu z moim tatą. O miłości, wdzięczności i zaufaniu do życia. Jeśli doświadczył/ś straty, ten tekst może Cię poruszyć i przynieść ukojenie.
Populizm Trumpa opiera się na prostych hasłach, które trafiają do ludzi tęskniących za „lepszymi czasami”. Jednak świat jest bardziej złożony i wymaga głębszego zrozumienia. W artykule pokazuję, dlaczego łatwe rozwiązania to tylko iluzja i jak nauki Junga mogą pomóc nam lepiej zrozumieć współczesne wyzwania.
Czy czujesz, że rany z przeszłości ciągle wpływają na Twoje obecne relacje? Przeprowadzka z USA do Niemiec to tylko wierzchołek góry lodowej. Prawdziwy problem leży głęboko – w emocjach, które nosisz od dzieciństwa. Dowiedz się, jak rozpocząć proces uzdrawiania i dołącz do programu „Odbuduj miłość”. Nigdy nie jest za późno na wyleczenie ran.